Close

Jak psu buda czy co łaska?

Czy rodzicom się należy? I co się należy? Czy z tytułu tego, że zapełniają społeczeństwo nowymi obywatelami, którzy będą w przyszłości pracować i zasilać rząd – podatkami, gospodarkę – wydanymi pieniędzmi, a społeczeństwo – składkami emerytalnymi? Czy jednak rodzice powinni brać co im łaska, co nakapie, bo to że mają dzieci jest ich prywatnym problemem, nikt nikogo do niczego nie zmusza, a już szczególnie tych co dzieci mają wiele, więc niech teraz ręki do państwa i społeczeństwa nie wyciągają.

Całą dyskusję na nowo, bo był taki czas kiedy temat rodzin zamarł, oczywiście rozpoczęło sławne już 500 plus. Nie będę przytaczać tu argumentów przeciw, tych które pojawiały się i na forach czy fejsbukach, ale też podczas telewizyjnych debat, szczególnie tych przedwyborczych. Jak nie utożsamiam się z obozem rządzącym, tak uważam że kierunek słuszny, wykonanie już niekoniecznie. Słuszny, bo to pierwszy w Polsce program, który jakoś realnie wpływa na sytuację rodzin, zostawia im prawo wyboru na co przeznaczyć środki i pozwala chociaż trochę zatrzeć status klasowy. Bo dowodów na to, że „patologia” przepija nie ma żadnych, a ci co się śmieją z tego, że jak ludzie dostali 500 plus to wzrosła sprzedaż elektroniki ewidentnie nie są w stanie sobie wyobrazić jak to jest, gdy w klasie jest jedno jedyne dziecko, które w domu nie ma telewizora i nie wie czym jest „Gra o tron”, albo jak wygląda Kuźniar. Tym prześmiewcom ewidentnie obce jest też pojęcie „wykluczenia społecznego”, które od kilku już lat jasno wskazuje, że w XXI w. brak dostępu do komputera jest wykluczający. Więc wybaczcie, ale gdyby cały mój domowy budżet szedł na jedzenie i przybory szkolne, a moje dziecko od lat pisałoby list do Mikołaja o tablet, to też bym go kupiła za ekstra kasę. Ale to wcale nie znaczy, że co miesiąc bym szła sobie kupić nowy. A wspomniane wykonanie, a w szczególności totalnie rozwalający ideę 500 plus warunek drugiego dziecka? O tym już kiedyś pisałam, więc zainteresowanych odsyłam TU.

Ale, czemu o tym znowu piszę. Właśnie Miasto Warszawa zapowiedziało, że rodzice którzy mają niecałe 2000 zł dochodu netto na człowieka w rodzinie, a ich dzieci po skończeniu 12 mc. życia, czyli po czasie w jakim kobieta może otrzymywać 80% wynagrodzenia zostając w domu na macierzyńskim, dostaną 400 zł miesięcznie dopłaty na prywatny żłobek. Warunek jest taki, że muszą zwolnić miejsce w kolejce do żłobka, no i żaden z rodziców nie może być na urlopie wychowawczym. Według mnie układ uczciwy. Samorząd, czyli miasto w którym płacisz podatki, nie zapewniło ci miejsca w żłobku, to pomaga, no bo co masz zrobić? Żeby wrócić do pracy coś z dzieckiem trzeba zrobić. Więc samorząd dokłada, pieniądze idą w ruch – na działalność gospodarczą, czyli podatki, zatrudnienie, czynsze itp. itd., rodzic wraca do pracy więc zarabia, płaci podatki, płaci składki ZUS (oczywiście nie na swoją emeryturę), wydaje. Wszystko gra. Ale oczywiście necie zawrzało. Że jak to? Że kolejne pieniądze, że nic tylko dzieci w tym kraju robić. Drodzy państwo – no, ale czy nie o to właśnie chodzi?

Co się komu należy?

Jeśli mamy nadmiar to się cieszymy, jeśli mamy deficyt to szukamy sposobów, żeby z niego wyjść. Tylko moim zdaniem problem polega na tym, że chyba nikt tego nigdy głośno nie powiedział, że deficyt może być nie tylko w gospodarce. I nie mamy społecznej zgody – umowy na to, że jesteśmy państwem socjalnym. Że socjal to nie jest coś złego, coś co wyciąga ludzi w patologii, coś co się należy tylko pijakom. Socjal to wsparcie jakiejś konkretnej, szczególnej grupy społecznej, którą państwo chce się zaopiekować. I rodzina jak najbardziej powinna być taką grupą. Ale niestety jeszcze się jakoś nie najedliśmy, nie nakupowaliśmy tych wszystkich kolorowych rzeczy z dyskontów i nadal uważamy, że należy się tylko tym co prowadzą firmy i  na umowach zleceniach ludzi zatrudniają – no bo oni biedni, bo się dorabiają. Albo frankowiczom się należy – bo oni też biedni uwierzyli, że są wybrani i dostaną taniej niż inni i nie przewidzieli, że kurs może się zmienić. Albo należy się sklepom wielkopowierzchniowym, które mogą postawić swoje monstrualne blaszane budy wszędzie gdzie chcą, no bo przecież tańsze masło i kurczaki dzięki nim mamy. Tym się należy.

A rodziny? Rodziny powinny brać co łaska i głowy nie wychylać. I ja się w tym miejscu nie zgadzam. Bo jeśli będziemy inwestować w rodziny, to będziemy inwestować w naszą przyszłość. W ludzi, którzy będą kiedyś w tym kraju pracować, prowadzić firmy, wozić nas autobusami, piec nam chleb. W ludzi, którzy będą kiedyś nami rządzić, uczyć nasze dzieci, leczyć naszych rodziców.

Cute little chihuahua looking back at the camera

0 thoughts on “Jak psu buda czy co łaska?

  1. To trudny temat i zawsze mam mieszane uczucia, co do nich. Fajnie przedstawiasz tą „drugą stronę medalu”. Ja natomiast wychodzę z założenia, że jeśli chcesz komuś pomóc, to daj mu wędkę, a nie rybę. Zamiast 500+ wolałabym np. podwyżki w pracy, lub swobodne poczucie, że po macierzyńskim na pewno będę miała zapewnioną pracę, że będę miała do czego wrócić.

    1. Jasne. Moim zdaniem idealny system to taki, który daje wybór, stwarza takie warunki, że realnie można zdecydować czy chcę zostać czy pracować. A kultura związana z rynkiem pracy to kolejny temat rzeka 🙂 Dzięki za komentarz!

  2. Jestem za tym, żeby pomagać rodzinom. Idea 500+ nie podoba mi się, natomiast żłobki, dopłaty, jak najbardziej. Sam nie mam żadnych oszczędności, bo już trzecie dziecko podjęło studia. Nigdy nie dostałam wsparcia od państwa, chociaż moje dzieci płacą podatki w tym kraju. Nie zazdroszczę jednak innym. Niech mają lepiej. 🙂

  3. Żeby komuś dać trzeba komuś zabrać – zabrali nienarodzonym żeby dać już tym narodzonym (nie zawsze wymarzonym). Temat trudny i złożony, można gadać i pisać bez końca. W skrócie: ja wolałam dopłatę do horrendalnie drogiego in vitro… Bo teraz nie mam już najmniejszej szansy, żeby urodzić choćby jedno, co boli mnie okrutnie! Dlatego jak słucham z wściekłością o kolejnych dopłatach dla narodzonych kiedy nic nie robi się żeby pomóc tym, którzy chcieliby choćby jedno – bez 500+

    1. Dzięki za ten głos, szczery i odważny. Mam jednak wrażenie, że kwestia niefinansowania in vitro to nie problem braku środków, a przekonań tych, którzy tymi pieniędzmi dysponują. Mam głęboką nadzieję, że jeszcze się to zmieni i procedura będzie ponownie dofinansowywana.

      1. Dzięki, przyczynę stanu rzeczy znam!
        Ale… to także jest problem złożony, bo miasta indywidualnie jednak zaczynają finansować dla mieszkańców procedurę in vitro.

  4. Temat rzeka i pewnie jeszcze nie jeden post o tym napiszesz.
    Mi się nasunęło jeszcze jedno. Wielu się zachwyca, że „na wyspach to taki socjal jest. Na dzieci płacą …” , a jak w Polsce jest propozycja pomocy rodzinie to zaraz głosy:” jak to? Tym darmozjadom co dzieci robią?”. U nas dofinansowanie rodziny nie wiadomo dlaczego źle się kojarzy.

    1. Słuszna uwaga. I jak nasi wyjeżdżają to zrozumiałe, no bo w Polsce ciężko dzieci rodzić, ale jak u nas coś ma się zmienić, to same głosy sprzeciwu. Swoją drogą, nie wiem czy wiesz, ale na wyspach Polki rodzą chyba średnio 2,3 dziecka.

  5. > że należy się tylko tym co prowadzą firmy

    Szanowna Pani! Czy może pani przybliżyć co tak bardzo należy się osobom prowadzącym firmy? Jaki to oni socjał ciągną od obywateli? Z praktyki prowadzącego firmę wiem, że jedyne co mi się należy, to zapłacić 1 200 zł miesięcznie ZUS-u bez względu na to czy zarobię czy nie. Opiekuńczy rząd ponadto uniemożliwił mi również skuteczne ściganie dłużników. Tak, również beneficjentów programu +500.

    Ktoś udostępnił ten post, jako obiektywny i wyważony. Niestety. Tekst napisany przez Panią nie jest ani obiektywny, ani wyważony. Uważa Pani, że z powodu założenia rodziny wszystko jej się należy, a otrzymywać pomoc powinna priorytetowo przed wszystkimi innymi. Powtarza Pani bzdury o zbawiennym wpływie na moje życie i gospodarkę Pani dziecka.
    Nie wiem, czy zdaje Pani sobie z tego sprawę, że poza skrzywdzonymi rodzicami ośmiorga, „wykluczonych społecznie” dzieci, są choćby ci, którzy dzieci w ogóle nie mają, ale np. chcieliby mieć. Tylko w przeciwieństwie do rozmnażających się jak króliki, myślących roszczeniowo lewicowców, kalkulują, że niestety na owe dziecko (czy dzieci) ich nie stać. Państwo pomaga na tyle, że aby mieć z czego sponsorować kretyński program +500, dowala im jeszcze dodatkowe obciążenia. Ludziom rozumnym państwo pomagać nie musi. Wystarczy, że nie będzie im przeszkadzać.

    Socjal proszę Pani, jeśli już, powinien być udzielany naprawdę najbardziej potrzebującym. Bez kryteriów w stylu, frankowicze, przedsiębiorcy, posiadający dzieci czy opiekujący się niepełnosprawnymi. Czy Pani ten socjal jest potrzebny? Wymieniając problemy współczesnych dzieci, skupiła się Pani na braku nowoczesnych smartfonów i komputerów z dostępem do sieci. Dzieci są wykluczone społecznie, bo parszywi przedsiębiorcy poobcinali im nóżki, przez co nie mogą, tak jak ja będąc w ich wieku, bawić się z rówieśnikami na podwórku. Kto nie gania za Pokemonami po mieście ten jest wykluczony społecznie i temu trzeba dać 500 zł. Jeszcze gorzej mają ci którzy biegają, bo jak nie włączą Endomondo, to bieganie się nie liczy. Z tego co widzę, dysponuje Pani zarówno komputerem, jak i dostępem do sieci. Stać Panią na dziecko! Ma Pani dużo wolnego czasu, na pisanie bloga. Nie wstyd Pani żebrać za socjalem? Naprawdę uważa Pani, że pieniądze należą jej się przede wszystkim?
    Rząd chwali się, że wydając rocznie ponad 20 mld zł na +500, pomógł jakiemuś tam procentowi najbiedniejszych. Tych, żyjących poniżej minimum socjalnego. Cała reszta poszła do osób, dla których ten dodatkowy zastrzyk gotówki był tylko dodatkiem na lepsze waciki lub nawet nie został zauważony. Zdaje sobie Pani sprawę z tego, że gdyby to +500 trafiło do wszystkich żyjących poniżej minimum socjalnego (słownie: do każdej osoby, bez względu na to czy ma dzieci, czy jest emerytowanym singlem), to koszt takiej pomocy wyniósłby nieco ponad 3 mld zł, czyli 7x mniej?

    Różnice pomiędzy klasami likwiduje się ciężką pracą, a nie równaniem w dół. W 1989 upadł ustrój, który funkcjonował na zasadzie równania w dół i wtedy chyba wszyscy mówili, że to bardzo dobrze, a ówczesnym włodarzom nie specjalnie obecnie stawia się pomniki. Wykluczenie nie jest niczym nowym. W 1976 roku wykluczone społecznie były dzieci nieposiadające spodni dżinsowych, w 1996 roku roweru górskiego, a w 2016 roku smartfona z dostępem do sieci. Za 20 lat również będą jacyś wykluczeni społecznie i tego nie da się zlikwidować zasiłkami. Jak Pani widzi zmienia się tylko przedmiot wykluczenia i jego wartość. Abstrahuję już od tego, że smartfon taniej marki to koszt 300 zł, a z Internetu można korzystać praktycznie za darmo (jak nie Aero2 czy sieć darmowych punktów dostępowych to przynajmniej biblioteki czy świetlice). Czy jeśli kogoś nie stać na jednorazowy wydatek 300 zł, to można go nazwać odpowiedzialnym w momencie gdy uparcie decyduje się na założenie rodziny? A może problem leży gdzie indziej i zdefiniować go należy jako brak logo Apple na tylnej części obudowy? Jakiś czas temu, oddawałem za darmo kompletne komputery, które dla mojej działalności były już przestarzałe. Były to jednostki centralne 5-6 letnie, z 19 calowymi monitorami. Zainteresowanie zerowe, bo albo karta graficzna nie była w stanie pociągnąć najnowszych tytułów, albo latorośl wolała laptopa i to najlepiej markowego, a nie niemodny, zawalający miejsce i uniemożliwiający szpanowanie w szkole pecet.

    Jeśli już jesteśmy przy wykluczeniu. Prowadząc rekrutację na pracownika, miałem ostatnio do czynienia z tymi niewykluczonymi. Wchodząc do pokoju smyrali ekrany swoich smartfonów. Mimo wyższego wykształcenia i jasnych wymagań, nie umieli niczego, a słownik jakim się posługiwali, jeszcze 20. lat temu cechowałby osobę upośledzoną. Smartfony trzymane cały czas w dłoni co chwila wydawały jakieś dźwięki odwracające ich uwagę, a na jego ekran spoglądali nawet w czasie rozmowy ze mną. Oczekiwane stawki na start oscylowały w widełkach wynagrodzeń menadżerskich w stolicy. BARDZO DOBRZE, że są tacy wykluczeni. Mają szansę wyrosnąć na ludzi, a nie cyborgów uzależnionych od swoich telefonów.

    Twierdzi Pani, że nowi obywatele mają zbawienny wpływ. Nie jest to prawdą. Nowi obywatele są niezbędni celem zapewnienia funkcjonowania piramidki finansowej ZUS-u. Proszę sprawdzić listę krajów cechujących się najwyższą dzietnością, największym zagęszczaniem ludności na km kwadratowy, a następnie zastanowić się, czy chciałaby Pani w tych krajach mieszkać. Jeśli to zbyt trudne, proszę zestawić to z krajami pod względem PKB per capita.
    Pani dziecko, będzie kosztowało obywateli 108 000 zł, zanim osiągnie pełnoletność. Później skorzysta z nieodpłatnego szkolnictwa, tylko po to, by na koniec wyjechać za granicę. Sam wiek emerytalny kobiet gwarantuje im, że nie są w stanie zabezpieczyć swoich emerytur, przy obecnej (stale rosnącej) oczekiwanej długości życia. Przejmuje się tym Pani? Po co… przecież przedsiębiorcom się każe więcej płacić, nakaże się wprowadzić parytety przy zatrudnianiu i wszystko się zbilansuje. Prawda? Ci którzy twierdzą „twoje dziecko, twój problem” nie mają pojęcia o życiu, ale patologia ciągnąca socjal skąd się da, ma najwyższe kompetencje, pozwalające im wypowiadać się na tematy gospodarcze i dotyczące finansów publicznych. Choć założę się, że nie wzięła Pani kalkulatora do ręki, nie wyliczyła średniej składki emerytalnej, nie przemnożyła przez lata pracy, odjęła okresu macierzyńskiego i wyniku nie podzieliła przez oczekiwane 22 lata życia na emeryturze.

    Pisze Pani, że +500 jest dobry. Nie wiem czy zapoznała się Pani z ostatnimi sprawozdaniami GUS-u z których wynika, że całkiem spora ilość kobiet, po otrzymaniu ww. zasiłku zrezygnowała z pracy zawodowej. Na to, w przeciwieństwie do przepijania zasiłku są dowody To zapewne kobiety zarabiające najniższą krajową, pracujące w zawodach niewymagających dużych kwalifikacji. Rachunek zysków i strat pozwolił im na oszacowanie, że lepiej wyjdą zostając w domu z dzieckiem, niż wydając na żłobek, niańkę czy przedszkole. Bo po odliczeniu kosztów pracy pod koniec miesiąca wyjdzie mniej niż to socjalne 500 zł. Pracodawcy nie mają pracowników, więc albo pójdą z torbami, albo zatrudnią sobie Ukrainki. Przy czym owe panie nie wiedzą, że +500 jest warunkowe i jeśli rząd uzna, że zbyt obciążające budżet, w kolejnym roku może zostać wstrzymane. Tak mówi ustawa. W połowie 2017 roku, rząd Szydło może ogłosić, że środki nie będą wypłacane. Co wtedy z tymi kobietami? Wróciłyby do pracy, ale tam już na ich miejscach siedzą tańsze Ukrainki. Spowoduje to znaczący wzrost bezrobocia wśród osób najmniej konkurencyjnych na rynku pracy, potęgowany dodatkowo coraz wyższą kwotą minimalnego wynagrodzenia oraz inflacją wywołaną programem +500 i podwyżką minimalnej krajowej. Fajnie, nie?

    Na koniec. Pani największym problemem jest nieradzenie sobie z krytyką +500. Jakieś wykluczenie, jakieś biedne dzieci co to Kuźniara na oczy nie widziały i nie znają nowych filmów z kotami na YT, ani najnowszych demotywatorów. A zastanawiała się Pani co będzie z ludźmi starszymi? Przecież zgodnie z postulatami kobiet, po przekroczeniu 60 roku życia, jesteście tak styrane, że nie nadajecie się do żadnej pracy. Kto się wami zaopiekuje, skoro ZUS wypłaca głodowe emerytury? Zgodnie z najnowszą modą, dziecko które w wieku 20 lat nie wyprowadzi się od rodziców, a w wieku 25 lat nie zadłuży się na resztę życia kredytem mieszkaniowym, jest nieudacznikiem. Ba – myślę, że za 20 lat, nieposiadanie własnościowego mieszkania będzie uznane za wykluczenie społeczne. Dzieci więc wyjeżdżają do dużych miast, zostawiają rodziców i tam się urządzają. A co z rodzicami? Czy Pani synek za 40 lat, weźmie Panią do swojego pięćdziesięciometrowego M3, w którym uwił sobie gniazdko ze swoją żoną? Czy może będzie wynajmował dla Pani opiekę. A może po prostu, odda Panią do domu starców. A może to Pani skaże go na wieczne pośmiewisko i zatrzyma, mimo panującej mody, w domu rodzinnym? To chyba dobre pytanie dla socjologa.

    1. Szanowny Panie. Po pierwsze chciałam zaznaczyć, że mój wpis nie może być obiektywny, ponieważ reprezentuje mój punkt widzenia. Po drugie nie napisałam nigdzie, że przedsiębiorcy otrzymują jakikolwiek socjal. Po trzecie, opisał Pan całą bolączkę systemu, z całą masą powiązań, do czego odnosić się nie będę, bo źle działających rozwiązań jest zbyt dużo, żeby się tu nad nimi masowo pochylać, a to czy ktoś kogoś będzie na starość brał do swojego mieszkania przewidzieć może chyba tylko wróżka. Ale powiem Panu, że naprawdę ciężko mi zrozumieć jak ktoś może mieć poglądy, że dzieci nie są nikomu potrzebne. Liczy Pan na wymarcie gatunku? Po czwarte, zgadzam się, być może pieniądze z 500+ można było przeznaczyć na inne cele, wsparcie niepełnosprawnych czy innych potrzebujących grup, ale decyzję na co wydawać, a na co nie, podejmuje rząd, a ja ją tylko skomentowałam. Nie podjęłam jej. A po piąte i ostatnie, to chciałam się odnieść do informacji, którą Pan przytoczył, że kobiety które otrzymały 500+ masowo przestały pracować. Otóż nie jest to prawda, co już skomentowali specjaliści od rynku pracy (załączam na końcu link, gdyby był Pan ciekawy), a nawet gdyby była to prawda to 150 tys.kobiet, które rzekomo rzuciły robotę z powodu przypływu gotówki to zaledwie 2% kobiet pracujących. Więc warto poza liczbami pokazywać też skalę. Bo jak widać nie jest to masowe zjawisko, a nawet takie które pozostaje bez wpływu na ogólną sytuację na rynku pracy, jak i sytuację kobiet. Pozdrawiam. A oto link: https://oko.press/150-tys-kobiet-odeszlo-pracy-powodu-500-bzdura/

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Co każdy rodzic powinien wiedzieć?

 

  • jak bezpiecznie i przyjemnie dojechać tam gdzie chce;
  • jak ciekawie spędzić weekend;
  • gdzie zjeść rodzinny obiad lub wypić kawę;
  • do jakiego muzeum można wjechać wózkiem
  • który pracodawca pozwoli przyjść z dzieckiem do pracy.

To i wiele więcej wprost na Twoją skrzynkę!

ZAPISZ SIE!