Close
Brzydkie, że aż strach

Brzydkie, że aż strach

Rzadko kupuję zabawki. Naprawdę. Mamy jakiś zapas, który dostaliśmy gdy człowiek się urodził, potem raz na jakiś czas coś małego przynoszą znajomi, czasem coś kupi rodzina. Poza tym nie lubię mieć w domu za dużo rzeczy – oczywiście minimalizm jest mi jeszcze daleki – ale generalnie staram się nie kupować, jeśli nie muszę.

Moimi, a właściwie małego, ulubionymi zabawkami są książki i owszem, w fajnych księgarniach z dużymi działami dla dzieci wybieram i wybieram, czasami kupuję o jedną za dużo i w efekcie książek pewnie mamy nadmiar. Ale czasami muszę kupić też zabawkę. A raczej chcę. Zdarza się, że widzę jak mój syn przejawia jakieś szczególne zainteresowanie wkładaniem jednych rzeczy w drugie czy rzucaniem czegoś co przypomina mu piłkę. I wtedy nadchodzi ten moment, gdy wybieram się do sklepu kupić zabawkę. Konkretną zabawkę.

Jest jedna sieć sklepów z zabawkami, znana zapewne wszystkim, która dość mocno zmonopolizowała rynek. Nie znoszę jej. Szczerze – wyjście do sklepu tej sieci, a już szczególnie w jakimś centrum handlowym, jest dla mnie prawdziwą katorgą. Obiecałam sobie, że nigdy nie pójdę tam z dzieckiem. Bo moim zdaniem jedyne co dziecko może tam dostać to histerii. Ja już na wejściu mam oczopląs. Jestem zagubiona wśród stoisk poukładanych nielogicznie, hałasu grających i szczekających zabawek i wesołej piosenki płynącej z głośników. Ja – chociaż idę tam z mocno wyznaczonym celem, w poszukiwaniu konkretnej zabawki. A dziecko, które wpada to takiego miejsc musi chyba dostawać jakiejś histerii. Co często można zaobserwować na konkretnych przypadkach.

Ale nie w tym rzecz. Raz poszłam, tuż przed naszym wyjazdem wakacyjnym, po piłkę i motylki. Takie do pływania, zakładane na rękę. Oczywiście jedyne jakie dostałam to z rybką Dori, bo akurat film wchodził do kin. W przypadku piłki miałam większy wybór, była jeszcze z podobizną Spidermana. Wszystkie zabawki są obrandowane postaciami z bajek Disney’a, ewentualnie Kubusiem Puchatkiem, no bo przecież nie można sprzedawać zwykłej piłki. A potem trzeba kupić kolejną rzecz z podobizną i kolejną, a potem talerzyk z podobizną, plecak z podobizną i ubrania z podobizną. A nawet płatki z podobizną. Niezły biznes, co?Innym razem chciałam kupić małe pianinko. Dziecko lubi jak się naciśnie i coś gra, więc wydawał się to być wybór trafiony w dziesiątkę. Ale nie! Zwykłego pianinka nie da się kupić. Można kupić tylko pianinko, które za każdym naciśnięciem klawisza wydaje z siebie dźwięki wściekłych angielskojęzycznych piosenek, do tego ma przyciski emitujące świnki, krowy, ewentualnie samochód, no i obowiązkowo za każdym dotknięciem wszystko świeci.

Moją ulubioną kategorią w tym sklepie są zabawki edukacyjne. Sic! Przeznaczone dla maluchów w pierwszym roku życia, wściekle świecące niczym  wesołe miasteczko z masakrującymi uszy dźwiękami. Ludzie! A wczoraj, gdy poszłam po kolejkę, bo dziecię ma właśnie ten etap, to były tylko obrzydliwe plastikowe wagony, z oczywiście uśmiechniętą twarzą lokomotywy i, serio, najbrzydszymi jakie w życiu widziałam plastikowymi odlewami udającymi, sama nie wiem co, chyba nasypy. A od wejścia atakowały mnie dziesiątki takich samych szczekających i skaczących psów, o nienaturalnie wielkich głowach.

zabawki

Do czego zmierzam. Otóż zmierzam do tego, że proszę państwa, mamy zalew okropnie brzydkich zabawek. Okropnie! Takich, że aż boli. Mnie boli bardzo. A przecież to co dajemy dzieciom do zabawy ma ogromny wpływ nie tylko na ich rozwój, ale też upodobania estetyczne. Więc co będzie takie dziecko lubiło gdy dorośnie, skoro całe życie bawiło się różowym plastikiem w dyskotekowym akompaniamencie? A monopol jednej sieci powoduje, że nie ma gdzie kupić czegoś innego. W Warszawie alternatywą są nieliczne sklepy dla bogatych ludzi, które mają i owszem ładne, fajne zabawki, ale kosztują one jak złoto. A każdy rodzic wie, że zabawka czasami wystarcza tylko na jeden dzień…..

Wiem, że może być ciężko, ale czasem warto pomyśleć niż kupi się jakąś maszkaradę. Bo może się ona okazać być ulubioną zabawką naszego dziecka.

0 thoughts on “Brzydkie, że aż strach

  1. Mnie też odpychają te zabawki, które są niby edukacyjne, a można przez nie tylko zwariowac bo musi grać, świecić i ruszać się za jednym razem. Ja wolę proste zabawki, bo dzieci się nimi najlepiej bawią. A mojej 6miesięcznej (wtedy) córce chciano podarowac lalke, która się rusza i wydaje milion dźwięków i jeszcze się dziwiono, czemu ja dziecku odmawiam takiej super zabawki…

  2. Masz rację, ciężko teraz kupić zabawkę, która nie jest powiązana z konkretną bajką. Poza tym druga rzecz , która działa na ich niekorzyść to masakryczne ceny. Wszystko z ulubioną postacią jest o wiele droższe od tych zwykłych zabawek.

  3. oj to prawda. najgorsze jest to, że dla małych dzieci jeszcze jakoś można coś upolować, jednak dla dziewczynek w wieku mojej córki ( 9 lat), gdzie nie jest już małym dzieckiem i panienką też jeszcze nie, dobór fajnej zabawki graniczy z cudem

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Co każdy rodzic powinien wiedzieć?

 

  • jak bezpiecznie i przyjemnie dojechać tam gdzie chce;
  • jak ciekawie spędzić weekend;
  • gdzie zjeść rodzinny obiad lub wypić kawę;
  • do jakiego muzeum można wjechać wózkiem
  • który pracodawca pozwoli przyjść z dzieckiem do pracy.

To i wiele więcej wprost na Twoją skrzynkę!

ZAPISZ SIE!