Generalnie nic strasznego. Ale nie o konstrukcję tu chodzi. A o konstrukt myślowy. Stadion Narodowy, długo wyczekiwany, polska duma, symbol wszystkiego co nowoczesne i upragnione, niestety został zbudowany jakby powstawał za wczesnych lat 90. a nie w 2011 r.
Miałam okazję być tam wielokrotnie, o zgrozo kilka razy na imprezach, które kierowane były albo do rodzin, albo merytorycznie dyskutowano na nich o rodzinach, dzieciach, różnorodności. Idee słuszne, podobnie jak zamysł właściciela, aby stadion nie służył tylko sportowym wydarzeniom. Odbywa się tam całkiem niemało imprez rodzinnych, zarówno prywatnych, jak i miejskich. Pikniki, wystawy, jarmarki, lodowisko, place zabaw i inne. Wszystko fajnie, poza jednym miażdżącym minusem – Narodowy nie jest przystosowany do przyjmowania rodzin z dziećmi.
DOJAZD
Ci, co mają kasę i chcą się tam wybrać samochodem, wygrali. Jako jedyni. Jest parking podziemny, płatny 25 zł za dzień, bez względu na to, jak długo będzie się z niego korzystać. Ale że miasto stawia na transport publiczny, ekologię i rowery, skupmy się na tych środkach dojazdu.
Tramwaj. Dojazd do Narodowego tramwajem jest tragiczny. Jadąc z lewej strony Wisły lądujemy na przystanku – wyspie po środku jezdni, z którego nie można się wydostać. Jadąc z dzieckiem w wózku, skazani jesteśmy na – sama nie jestem pewna – ale chyba rezygnację z naszych planów. Osobiście nie proszę obcych ludzi o pomoc w znoszeniu wózka ze schodów, choć wiem, że są rodzice, którzy to robią. Ja zawsze myślę o czarnym scenariuszu, czyli takim, że w sytuacji, gdy wózek się przewróci i dziecko z niego wypadnie, odpowiedzialność za to wezmę tylko ja, podobnie jak świadomość, że dziecko ucierpiało przez moją decyzję. Schodów do przejścia podziemnego pod Rondem Waszyngtona jest sporo, nie ma podjazdu, nie ma windy. Można też poczekać na tramwaj, który skręca na północ i zatrzymuje się się za Rondem Waszyngtona. Z tego przystanku prowadzi już przejście naziemne.
Autobus. Podobna sytuacja dotyczy autobusów, które przyjeżdżają z Centrum. Wysiadając przy stadionie, nie mamy jak się do niego dostać, ponieważ przejście przez rondo wymaga wejścia w podziemia lub zrobienia rundki przez całe rondo i przejścia naokoło – ze wszystkimi światłami potrwa to jakieś 15 min.
Metro jest największą porażką tego przedsięwzięcia. Stacja, która nosi nazwę „Metro Stadion Narodowy”, mieści się tak daleko stadionu, że jest to „walking distance” tylko dla zdeterminowanych. Z pewnością nie dla małych dziecięcych nóg, ani też dla kogoś, kto po dojściu na stadion chce wyglądać jak człowiek. Kilometr drogi po betonowych płytach, bez drzew, robi swoje. Gdy świeci słońce, można się rozpuścić. Mało tego, gdy dojdziemy już na błonia stadionu, to droga z metra prowadzi nas do wejścia przy którym trafiamy na górę schodów. Jeśli idziemy sami, to może się zdarzyć, że utkniemy tam na dobre. Jest to mało popularne wejście na stadion, więc sytuacja, w której nie spotkamy tam żywej duszy, jest całkiem realna. Tak było właśnie w moim przypadku.
Gdy chcemy się dostać na stadion od strony głównego wejścia (od strony Ronda Waszyngtona), to, aby wejść do obiektu, trzeba skorzystać z windy, która jest gdzie? UWAGA – przy parkingu. Czyli wózkiem z dzieckiem drałujemy ulicą bez chodnika do parkingu podziemnego i dopiero stamtąd możemy wejść do windy, aby wjechać na poziom 0, 1 lub 2.
ZAPLECZE SANITARNE
Standardy Dostępności dla m.st. Warszawy co prawda weszły w życie dopiero jesienią 2017 r., ale nie zawierają w sobie olśnień i zapisów, na które nie może wpaść żaden myślący projektant. Stadion Narodowy zaprojektował ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z osobą niepełnosprawną, nie ma starszych rodziców ani dziadków i z pewnością nie ma też dzieci. Ze stadionowych toalet bez problemu skorzysta przeciętny kibic, ale raczej nie taki, który ma trochę inne potrzeby niż w pełni zdrowy człowiek. Na próżno szukać tu pokoju rodzinnego z wygodnym miejscem do przewijania. Nie znajdziemy toalety, z której swobodnie mogą skorzystać dzieci. Na stadionie nie ma nawet ławki, na której może spocząć karmiąca piersią matka. Mało tego – toaleta z przewijakiem oraz toaleta dla niepełnosprawnych schowane są za tak masywnymi drzwiami, że zarówno osoba na wózku, jak i osoba z wózkiem dziecięcym będzie miała ogromny problem aby je otworzyć. Ktoś może powiedzieć – dobrze, że w ogóle są. No niestety nie. Z dostępnością ma to nie wiele wspólnego.
ZAPLECZE GASTRONOMICZNE
Brak. I może tyle wystarczy, trzeba spuścić nad tym zagadnieniem zasłonę milczenia. Ogromy obiekt, masa odwiedzających, od dzieci po osoby starsze, a poza śmieciowymi przekąskami niczego nie uświadczysz.
Ktoś powie, że się czepiamy, bo fajnie, że Stadion w ogóle jest i nie ma co marudzić. Otóż nie. Stadion Narodowy powstał całkiem niedawno, za ogromne pieniądze z budżetu państwa. Za nasze podatki. I mógłby być świetnym miejscem na spędzanie wolnego czasu i korzystanie z atrakcji, dostępny i przyjazny dla każdego. Mógłby, gdyby ktoś na etapie projektowania o tym pomyślał. Gdyby komuś zależało, aby tworzyć nie tylko pokoje VIP dla bogatych kolegów prezesa, ale też pokoje, gdzie ludzi z małymi dziećmi mogą spokojnie je przewinąć. Gdyby ktoś zaplanował nie tylko biało-czerwone krzesełka i efektowne oświetlenie, ale też pomyślał nad komfortowym dojazdem do obiektu. Niestety stało się inaczej i jest to domeną wielu (choć nie wszystkich) nowych inwestycji w Polsce. Szkoda.
PS Na stronie PGE Narodowy nie znajdziemy informacji o dostępie obiektu dla ludzi z niepełnosprawnościami czy rodziców z dziećmi. Zawsze można napisać, że obiekt nie jest dostępny. To też ważna informacja.
Agnieszka Krzyżak-Pitura