Close

W małej miejscowości nie ma państowwej placówki – rozmowa z Martyną Pilarz

Rozpoczynamy miesiąc Mam pod hasłem ’ Prawa Matki to nie kwiatki’! Z tej okazji zaprosiłyśmy do rozmów trzy mamy, influenserki, działające prężnie w mediach społecznościowych. Pierwszą naszą rozmówczynią jest Martyna Pilarz, prowadząca konto na Instagramie, mama dwójki małych szkrabów, pokazująca swoją zwykłą niezwykłą codzienność. 

Z Martyną rozmawia Dorota Belina, koordynatorka projektu Klub Przedsiębiorczych Mam w Polsce.

Dorota:   Dzień dobry, dzień dobry, witam słuchaczy i słuchaczy, bo mam nadzieję, że słuchają nas też panowie, choć nie wiem, też mamy takie statystyki. Dorota Belina, Fundacja Rodzic w Mieście, witam was raz jeszcze, spotykamy się dzisiaj z okazji Dnia Mamy, a moją gościnią jest Martyna Pilarz, influencerka, influenserka, prowadząca lifestylowe konto na instagramie,na którym pokazuje swoją zwykłą/niezwykłą codzienność (jak sama to określa). Ale przede wszystkim to żona i mam dwójki szkrabów z bardzo małą różnicą wieku. 

Cześć Martyna. Bardzo miło mi Cię poznać, bo do tej pory obserwowałam Cię tylko na Instagramie i przyznam, że to co najmocniej rzuca mi się w oczy, to jak ogarniasz dwójkę tak małych dzieci z tak niewielką różnicą wieku ;)?! Dla mnie taka różnica wieku to kosmos, sama mam dwóch chłopaków, ale z różnicą wieku 5 lat, więc to pikuś ;). Opowiedz proszę o swoich doświadczeniach. Spotykamy się dziś w Dniu naszego Święta -Dnia Mamy, więc nie możemy zacząć rozmowy od innego tematu:)

Martyna: Cześć, dzień dobry, witajcie, drodzy słuchacze. Od samego początku chcieliśmy, żeby różnica wieku między dziećmi była jak najmniejsza. Wzięliśmy pod uwagę, że może być naprawdę trudno. Choć wydaje mi się, że nie jest to takie jak mogłoby być. Jak sobie radzimy na co dzień? Czy jest możliwe zaplanowanie czegoś z moimi dziećmi, zorganizowanie czegoś? To głównie, przynajmniej ja to widzę, to jest taki freestyle. Nigdy nie wiesz, co się wydarzy w danym dniu. Dzieci w takim wieku nie potrafią czekać. Wciąż potrzebują pomocy w podstawowych czynnościach. Trzeba ciągle patrzeć na nie, uważać, aby nie zrobiły sobie krzywdy. Basia niedługo skończy dwa lata. Ale gdy się urodził Staś, miała mniej niż rok, więc wciąż nie mogła chodzić sama. Jeszcze praktycznie nie była samodzielna. Potrzebowała nas cały czas przy każdej czynności. I to było wyzwanie. Teraz widzę, że staje się łatwiej,  ale znowu są nowe wyzwania. Staś który wchodzi w ten, taki trudniejszy czas, kiedy  uczy się chodzić,  poruszać, więc jest gdzieś ciągle, trzeba cały czas mieć oko na jednego i drugiego, więc to jest naprawdę dużym wyzwaniem. Dlatego nie można przewidzieć, co wydarzy się danego dnia. To wszystko to freestyle. Codziennie jest inaczej. 

Dorota: Między Twoimi dziećmi jest 11 miesięcy różnicy. Między moją dwójką aż 5 lat. Ale myślę, że każda różnica wieku między dziećmi ma swoje plusy i minusy. Bo Twoje dzieci są w podobnym wieku, mają więc podobne potrzeby, natomiast mój 7 latek i mój 20 miesięczniak – zupełnie różne. Z kolei mój starszak jest całkiem samodzielny, więc gdy ma dobry dzień, to potrafi się zająć sam sobą. A Twoja starsza córka jeszcze pewnie niekoniecznie:)

Martyna: Tak, dokładnie :)Teraz jest już o wiele lepiej niż kiedyś, ale nadal może być to taka, wiesz, trochę skomplikowana sytuacja. 

Dorota:Powiedz mi, jak organizujesz swój czas, taki zwykły dzień? Teraz pewnie jest już pewnie ciut łatwiej niż te kilka miesięcy temu.

Martyna: Nie sądzę. Mam wrażenie, że z każdą umiejętnością młodszego zaczynamy od zera. Muszę powiedzieć, że kiedy ma się niemowlę, to ono wyłącznie śpi. Nasze dzieci były takie, były bardzo spokojne, niewymagające, i to było naprawdę łatwiejsze dla nas, o wiele łatwiejsze. Teraz, kiedy uczą się nowych umiejętności, musimy nauczyć się nowego sposobu ich wykorzystania.Te trzy miesiące temu było chyba spokojniej. Mogłam bezpiecznie, nie wiem, wziąć, na przykład, butelkę z szamponem, albo położyć na matę młodszego synka. I miałam te 15 minut, żeby umyć sobie głowę. Teraz, no, nie ma takiej możliwości, bo nie zostawię go samego w salonie. Nie wezmę go do łazienki, bo już otwiera toaletę, już otwiera szuflady, już stoi tutaj. Jedno i drugie dziecko chce robić dokładnie to samo, więc to jest wyzwanie. Bo ja nie jestem w stanie zrobić wielu rzeczy, nie jestem w stanie usiąść z jednym i drugim, bo każde chce robić coś innego, a ja nie mam jeszcze takiej sytuacji, żeby np. usiąść z młodszym, bo starszy wtedy np. bawi się czymś. Że można wtedy zjeść. To jest właśnie wyzwanie dla mnie, bo ja muszę mieć oczy wszędzie. Ale jak mówię, to nauczyło mnie wszystkiego. Ja  w życiu w ogóle,  jestem ogólnie typem człowieka, który nigdy nie miał planu:) Więc dla mnie, ta sytuacja z dwójką małych dzieci, uczy mnie, że muszę mieć to wszystko poukładane, żeby wszystko dobrze funkcjonowało. Ja na pewno dodałabym do tego, że to na pewno również ćwiczy naszą cierpliwość. Ale mamy super sytuację, że mamy blisko dziadków, którzy chętnie biorą pod opiekę wnuki, lubią spędzać z nimi czas, chcą z nimi spędzać czas.Sami wychodzą z tą inicjatywą, żeby ich zabrać na plac zabaw na przykład, żeby mnie odciążyć, dać mi przestrzeń na inne zajęcia. A później wraca z pracy mój mąż, i on niejako “przejmuje” dzieci, on się angażuje bardziej, ze mnie schodzi ta jedyna odpowiedzialność za dzieci.

Dorota: Fajnie, że poruszyłaś ten temat proszenia o pomoc innych w kwestii opieki nad dziećmi, ale generalnie w kwestii pomocy po prostu. Jak rozmawiałam z Klaudyną Maciąg, to mocno się zatrzymałyśmy przy tym temacie. Bo jedna rzecz to posiadanie kogoś do pomocy, ale druga kwestia to proszenie o tą pomoc. My jako kobiety, my jako mamy, często obawiamy się o tą pomoc prosić. Klaudyna mówiła mi, że ona przez długi czas była taką Zosią Samosią i dopóki sytuacja ją nie zmusiła do tego, nie prosiła. Ale gdy złamała nogę, miała wybór-albo córka zostanie w domu, nie będzie chodziła do szkoły, albo poprosi kogoś w tek kwestii o pomoc. No i udało się zrobić ten pierwszy krok. Poprosiła i pomoc otrzymała.

Martyna: To ja od początku nie miałam z tym problemu. Bo już wcześniej w innych sytuacjach życiowych nauczyłam się, że proszenie o pomoc to coś złego, że komuś robię problem, pytając o pomoc. Ważna jest forma tego pytania, dajmy danej osobie wybór, że nie musi nam pomagać, jeśli nie chce lub nie może. Ale trzeba być gotowym na odmowę. Szczera rozmowa jest tu ważna i postawienie siebie po tej stronie. Przecież my też chętnie pomagamy. Po to się ma bliskie osoby, aby się wspierać.  Nie bać się prosić o pomoc, pomagać innym. Druga strona medalu, co często pada podczas moich rozmów na Instagramie z innymi mamami, to że proszenie o pomoc ujmuje nam jako mamom, kobietom niezależnym, które powinny sobie same dawać radę. Skoro to są moje dzieci, skoro zdecydowałam się na dzieci, to nie mam prawa prosić innej osoby o pomoc. To pierwszy krok do wypalenia rodzicielskiego. My taką postawą tracimy radość z bycia rodzicem. 

Dorota: Dziękuję Ci, że powiedziałaś o wypaleniu rodzicielskim, To bardzo ważny temat. Czasy się zmieniły, kiedyś wioski wychowywały dzieci. Rodziny były wielopokoleniowe, żyły nierzadko w jednym domu. Dzieci były wychowywane przez babcie, ciocie, sąsiadki. Nie trzeba było nawet prosić o pomoc. Każdy czuł się zobowiązany, aby dzieci wychowywać wspólnie. Teraz młodzi ludzie wyjeżdżają z domów rodzinnych, mieszkają nierzadko setki km od rodziców, nie mają bliskich osób do pomocy. Ale też i babcie i dziadkowie często jeszcze pracują, nawet będąc już na emeryturze albo po prostu, czas na emeryturze spędzają na swoich pasjach, na podróżach, na co kiedyś nie mieli czasu. I nie zawsze pomaganie przy wnukach jest ich priorytetem. Kiedyś było trochę oczywiste, że na emeryturze, dziadkowie pomagają przy wnukach. Ty powiedziałaś, że dziadkowie twoich dzieci są bardzo zaangażowani, więc tu masz idealną sytuację, ale czy masz inne osoby wokół siebie, taką właśnie wioskę kobiet?

Martyna: Obecnie niestety nie mam. W mieście gdzie teraz mieszkamy, od 2 lat, mamy niewielkie grono znajomych. Miałam przyjaciółkę, która bardzo pomagała, jeśli potrzebowałam gdzieś wyskoczyć, do lekarza, fryzjera, to nie było problemów. Nieoceniona pomoc. To działa w dwie strony zawsze. Fajnie że nazwałaś to wioska kobiet. Super mieć takie kobiety wokół siebie, bardzo chciałabym mieć w przyszłości takie grono.

Dorota: Takie grono kobiet, takie spotkania, bardzo pomagają przeciwdziałać wypaleniu rodzicielskiemu. Zawsze można się wyżalić, posłuchać porad, ale też, że nie tylko ty tak masz. I ten czas, który można otrzymać od koleżanki, sąsiadki, która choć te kilkanaście minut zgodzi się zostać z naszym dzieckiem, to działa bardzo kojąco, bo można w spokoju wypić kawę, umyć się, albo po prostu poleżeć. Wiele kobiet, mam, które przychodzą na spotkania KPM [Klub Przedsiębiorczych Mam], bardzo mocno podkreślają, że czas spędzony sam na sam ze sobą, jest do przecenienia. To byłby chyba najlepszy prezent dla każdej mamy, właśnie w kontekście Dnia Mamy- spokój, chwila tylko dla siebie. Możemy sobie nawzajem podarować z koleżankami taki czas-ty dziś pół godziny, ja jutro.

Nie mówisz o tym wiele na swoim koncie, ale Twój mąż jest zawodowym żołnierzem, prawda? Jak to wpływa na Waszą rodzinę? Mam tu na myśli fakt, że pewnie bywają takie momenty (dłuższe lub krótsze), że jesteś sama z dziećmi. Jak sobie radzisz? Jak to wtedy wygląda?

Martyna: To jest mój największy stres. Mój mąż teraz rzadziej, ale kiedyś wyjeżdżał często. Prawie całą pierwszą ciążę byłam bez niego. Co 3-4 tygodnie widywaliśmy się na kilka dni tylko. Teraz odkąd jest Staś, nie ma dłuższych wyjazdów, ale pewnie będą. Jest stres na pewno, to widmo wyjazdów. Zostać z dwójką maluchów 24h sam na sam jest bardzo ciężko. Ta koncentracja na dzieciach non stop jest ciężka, łatwiej o błędy wtedy. Jak wygląda nasz dzień kiedy nie ma męża? Na pewno dziadkowie są nieocenieni. Mogą przyjść, pomóc, to jest super. Wtedy ja mogę ogarnąć to, czego nie mogę sama. Ale i tak staram sobie na maksa ułatwiać życie. Na przykład wtedy nie gotuję, tylko korzystam z opcji kateringu, dostaję gotowe posiłki. Bo bywało to, że nie miałam czasu ugotować i nie jadłam pół dnia. Staramy się więc zoptymalizować te działania, aby czuć się dobrze, poświęcać czas dzieciom i być przy tym szczęśliwym. Staramy się planować te dni gdy nie ma męża. Oczywiście nie każdy ma możliwość zamawiania kateringu, ale można zaplanować większe zakupy, ugotować większe porcje wcześniej, zamrozić. I jestem też zwolenniczką tego, że w sytuacjach kryzysowych, typu coś musimy zrobić, a dzieci nie są chętne do współpracy, to wtedy wchodzą rodzicielskie pomoce, typu bajki. Trzeba sobie pomagać a nie utrudniać, oczywiscie w granicach rozsądku. 

Dorota: Jasne, zgadzam się całkowicie. A czy planujecie żłobek dla dzieci? 

Martyna: Żłobek nie. Mamy u siebie w mieście jeden żłobek, prywatny, ale finansowo nam się to nie opłaca. Dlatego ja jeszcze nie pracuję. Rozważaliśmy nianię na kilka razy w tygodniu, ale dziadkowie wkroczyli, że żadnej niani, w końcu są dziadkowie. Więc dziadkowie bardzo chcą dawać tą pomoc. Nawet teraz sobie planujemy dni opieki babci, bo babcia jeszcze pracuje, więc się dostosowujemy do niej. Ale przedszkole oczywiście, już są nawet zapisani.

Dorota: Powiedz proszę, czego brakuje Twoim zdaniem w Polskim systemie, żeby ułatwić kobietom łączenie pracy z macierzyństwem? Co pomogłoby/pomaga Tobie jako mamie, gdybyś nie miała dziadków blisko?

Martyna:Ciężko mi powiedzieć, bo jeszcze nie weszłam dokładnie w ten system. Ale na pewno w większej miejscowości są większe możliwości. U nas (Kożuchów, okolice Zielonej Góry) jest tylko jedna placówka, prywatna dodatkowo, więc możliwości są bardzo ograniczone. Nie ma państwowej placówki. Więc nie każdego stać na prywatne miejsce, a nawet jeśli, to liczba miejsc jest ograniczona. 

Dorota: Czyli mamy odpowiedź – przede wszystkim brakuje placówek w mniejszych miejscowościach, szczególnie tych państwowych. W dużych miast są też klubiki, żłobki, przedszkola. W mniejszych są duże braki w tym zakresie. Czy widzisz wokół siebie, wśród mam, problem z powrotem do aktywności zawodowej spowodowany właśnie brakiem możliwości opieki nad dzieckiem?

Martyna: Często czytam na grupach na Facebooku mojej miejscowości, że kobiety szukają pracy, ale tylko w określonych godzinach, bo mają wtedy opiekę nad dziećmi. To jest często bardzo wąski zakres czasowy. Jest więc duży problem z pracą w takich porach, szczególnie w małej miejscowości.

Dorota: Na naszych spotkaniach KPM [Klubu Przedsiębiorczych Mam] często pojawia się temat powrotu do aktywności zawodowej po macierzyńskim. Jak to zrobić, aby dzieci były dobrze zaopiekowane? Jak dostosować czas pracy do pobytu dzieci w placówce? Może niania? Może praca zdalna? Może własna firma? Rozwiązań jest kilka, ważne, żeby znaleźć to dobre dla siebie samej. Wiem, że ty planujesz powrót do pracy gdy dzieci pójdą do przedszkola. Jak to będzie u Ciebie wyglądało?

Martyna: Ja już od kilku miesięcy myślę o tym. Kocham dzieci, ale pracę też. Mam o tyle dobrze, że jako marketer pracuję z każdego miejsca, więc będę pracowała na pewno zdalnie. Będę pewnie w przeciągu 2-3 miesięcy powoli wracała na własnych warunkach, na własnej działalności, do pracy. Oczywiście praca zdalna to plusy i minusy. Ale jest to jedyna opcja w takiej miejscowości w jakiej mieszkam. 

Dorota: Dla wielu mam praca zdalna i to jeszcze na własnej działalności,  jest często jedynym sposobem do powrotu do aktywności zawodowej. Ta elastyczność czasowa, dysponowanie własnym harmonogramem, to idealne rozwiązanie dla mam. Choć pewnie idealne rozwiązanie nie istnieje.

Martyna: Tak, jest to super, ale też mam minusy, bo nikt nie przejmie naszych obowiązków, nie możemy zamknąć drzwi od biura i poprosić współpracownika, aby dokończył zadanie. Więc musimy nieraz coś nadrobić, nieraz pracujemy wieczorami. Może tu by państwo coś pomogło i dało czas na rozkręcenie działalności.

Dorota: Tak, jest taka opcja, o tym dużo pisze i mówi Joanna Rułkowska (link do stron Asi pod tekstem) Prawo Mamy. Jest opcja nierejestrowanej działalności gospodarczej. Często kobiety o tym nie wiedzą. Bardzo polecam się z tym zapoznać. Joanna Rułkowska bardzo jasno to wykłada. 

Czego brakuje Twoim zdaniem w Polskim systemie, żeby ułatwić kobietom łączenie pracy z macierzyństwem? Co pomogłoby/pomaga Tobie jako mamie?

Martyna: Przede wszystkim zdrowia, to podstawa wszystkiego. Jak mamy zdrowie to jesteśmy w stanie góry przenosić. Ale życzę też, abyśmy tych gór nie musiały same przenosić, abyśmy miały bliskie osoby, które nam mogą pomóc i korzystały z tego wsparcia. Siła mam leży w tym, że wspierają siebie nawzajem.

Dorota: Dziękuję Ci bardzo za inspirującą rozmowę:)

Martyna: Dziękuję:)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

CAPTCHA


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.