Miesiąc Mam pod hasłem ’ Prawa Matki to nie kwiatki’ trwa! Z tej okazji zaprosiłyśmy do rozmów trzy mamy, influenserki, działające prężnie w mediach społecznościowych. Naszą kolejną rozmówczynią jest Klaudyna Maciąg, specjalistka od kreatywnego pisania i copywritingu, autorka książki „Pisz. Publikuj. Działaj”, redaktorka portalu Grajmerki.pl. Jako dziecko stwierdziła: „Będę żyć z pisania” i konsekwentnie się tego trzyma. Od 2002 roku pracuje jako copywriterka i content writerka, uczy innych, jak pisać, oraz wspiera firmy i twórców w opracowywaniu strategii treści.
Z Klaudyną rozmawia Dorota Belina, koordynatorka projektu Klub Przedsiębiorczych Mam w Polsce.
Dorota: Dzień dobry, witam słuchaczki i słuchaczy. Dorota Belina, Fundacja Rodzic w Mieście. Spotykamy się dziś z okazji Dnia Mamy. Moją gościnią jest Klaudyna Maciąg – copywriterka, autorka książki, ebooków, fanka gier, sportów różnych … Generalnie kobieta wielu talentów i wielu zainteresowań, o czym za chwilę porozmawiamy:)
Cześć Klaudyna. Bardzo miło mi Cię poznać, bo do tej pory obserwowałam Cię tylko na Instagramie. Naszym głównym tematem będzie to, czego jakoś bardzo nie eksponujesz w swoich social mediach, a mianowicie Ty jako Mama. Ale oczywiście porozmawiamy również o Twoich zainteresowaniach, bo to jest też nieodłączny element ciebie i tego, co Cię łączy z córką. Ale może po kolei. Przyznam, że jestem bardzo ciekawa, jak rozciągasz swoją dobę, że jesteś w stanie robić to wszystko, co przedstawiasz w social mediach :)?? I jestem pewna, że większość osób, które znają Cię z sm też to interesuje. Powiedz nam, kim jesteś , czym zawodowo się zajmujesz?
Klaudyna: Żyję z pisania, Najkrótsza odpowiedź. Bo gdy mówię, że jestem copywriterką, to jest problem 🙂 Uczę też innych jak pisać dobrze, jak pisać, aby nas czytali, napisałam też książkę (tytuł “Pisz, publikuj, działaj”), skierowana do osób, które budują swoje marki w Internecie. Stworzyłam poradniki, które szukają nowych zawodów, aktywizować się chcą. Jako dziecko postanowiłam, że będę żyć z pisania i to robię. Takie idealne połączenie hobby z pracą zawodową.
Dorota: Niesamowite, że spełniłaś swoje marzenie z dzieciństwa:). Faktycznie, marzyłaś o tym jako dziecko i bum, dorosłaś i stało się? Po szczebelku się pięłaś i osiągnęłaś to?
Klaudyna: Tak, wiem, że to może wkurzać wiele osób, ale faktycznie jestem wielką szczęściarą, bo już jako mała dziewczynka wiedziałam co chcę robić w życiu i to osiągnęłam. Ale nie bójmy się przebranżawiać już w późnym wieku, nie bójmy się zmian. Mamy teraz większą możliwość dla zmian niż kiedyś. Myślałam, żeby być pisarką, może dziennikarką, nauczycielką polskiego. Zawodu copywritera wtedy nikt nie znał. Aż do czasu studiów myślałam, że będę dziennikarką sportową, ale ostatecznie skończyłam polonistykę. Napisałam wtedy pierwszy tekst na zlecenie i tak już zostało, że piszę teksty dla siebie i dla innych.
Dorota: Zatrzymajmy się tu na chwilę. Mówisz, że piszesz od zawsze. Masz własną firmę. Ale powiedz, czy kiedykolwiek pracowałaś na etacie? Jak wyglądała twoja ścieżka zawodowa? Czy od zawsze pracowałaś jako freelancerka? To jest kwestia, która bardzo interesuje nasze słuchaczki, ponieważ w Fundacji Rodzic w Mieście zajmujemy się, szczególnie w projekcie Klub Przedsiębiorczych Mam, m.in. kwestią przebranżawiania. Podkreślamy, tak, jak i ty powiedziałaś, że zawsze, niezależnie od wieku, warto pójść swoją ścieżką, nie bać się, nawet jeśli oznacza to rozpoczęcie jakichś działań zawodowych od zera. Dzisiaj faktycznie jest łatwiej to zrobić, mamy kursy online, inne rozwiązania. Nasz projekt KPM mocno wspiera mamy w zmianie ścieżki zawodowej, w zakładaniu własnej firmy.
Klaudyna: Na etacie nie pracowałam nigdy. Kiedyś, dawno temu, pracowałam dla kogoś, ale to nie był klasyczny etat. Pracowałam w kinie, sprzedawałam bilety. Kochałam tą pracę, uwielbiałam ten szum, różne okazje, typu Walentynki, kiedy kino było pełne. Potem byłam freelancerem. Byłam wtedy członkiem grupy wydawniczej. I znów, to nie był klasyczny etat, ale pracowałam też dla kogoś wtedy. Rozwijałam wtedy dział w wydawnictwie. Potem pracowała dla Pani Swojego Czasu. Też nie był to etat, ale bardzo dużo tam robiłam i tylko “na boku” robiłam swoje zlecenia.
Dorota: Jesteś bardzo ciekawym przykładem osoby, która próbowała wielu form zatrudnienia. Możesz być inspiracją dla wielu kobiet. Że warto szukać najlepszej formy zatrudnienia idealnej dla mnie. Teraz chciałabym wrócić do tego, od czego niejako zaczęłyśmy. O roli mamy. Jesteś mamą niespełna 10 letniej córki. Powiedz nam jak to było kiedyś, bo teraz praca z tak dużym dzieckiem jest dużo łatwiejsza. Ale kiedy twoja córka była maluszkiem, jak to było? Czy pracowałaś gdy córka była niemowlakiem? Jakie są twoje doświadczenia?
Klaudyna: Wróciłam do pracy gdy córka miała 10 mc. Dałam sobie taki czas luzu, ale też miałam depresję poporodową, która mocno mnie wyłączyła z życia. Potem zaczęłam właśnie pracę dla wydawnictwa, o którym wspomniałam wcześniej. Byłam szefową działu promocji. Ale miałam ciężki początek, bo po 2 tygodniach trafiłam z młodą do szpitala. Pierwsze przeziębienie przerodziło się w coś poważniejszego. Ale jednak najgorzej było, gdy córka zaczęła chodzić. To było bardzo ciężkie. Próbowałam pracować, ona chwilkę się zajęła sobą. Ale zaraz do mnie przychodziła i ta praca była taka szarpana. Natomiast ona i tak była bardzo samodzielna. Potrafiła jako mała dziewczynka zająć się przez godzinę np. puzzlami i ja mogłam na spokojnie pracować. Dużo też spała w ciągu dnia. Dopiero poszła do przedszkola w wieku 4 lat. Ale mój mąż jest i był zawsze ojcem bardzo zaangażowanym. I w prowadzenie domu i w opiekę nad dzieckiem. Mój mąż kocha kwiaty, kocha porządek, więc nawet bardziej niż ja się tu angażuje. Już nie tym z pokolenia naszych ojców, których pierwszym dzieckiem trzymanym na rękach był ich wnuk :). Nie braliśmy więc do pomocy ani niani, ani babci. Było tak, że mąż wracał z pracy, a ja wtedy siadałam z komputerem. Łatwiej na pewno się zrobiło, gdy ona poszła do przedszkola. Bo mogłam spokojnie pracować. Teraz to już w ogóle, bo szkoła, ale często też chce zostać jeszcze po lekcjach z koleżankami. Ale mamy też super system, o którym może opowiem.To jest w ogóle taka super porada, którą zawsze podrzucam innym mamom. Zaczęło się to, gdy moja córka poszła do szkoły. Ma koleżankę, której mama też pracuje z domu. I w wakacje, ferie, jakieś przerwy od szkoły, “wymieniamy się” dziećmi. Raz są u nas, raz w tamtym domu. I wtedy dzieciaki nie potrzebują naszej uwagi, zajmują się same sobą, potrzebują tylko dostać jedzenie i tyle. W takiej sytuacji i ja i tamta mama możemy pracować , a dziewczyny się nie nudzą. My w domu mamy luz na korzystanie z urządzeń elektronicznych, co nie znaczy, że ten czas jest nieograniczony. Bo ma czas na granie, ale też potem czyta książki.
Dorota: Tu zrobię pauzę. Mocno podkreślę Twoją radę w kwestii pomocy sobie nawzajem. My, w Fundacji Rodzic w Mieście, w projekcie KPM, bardzo głośno mówimy, aby nie bać się prosić o pomoc, aby też tą pomoc oferować. Nie zawsze mamy obok babcie, którą są w stanie pomóc nam, mamom. Przecież wokół nas mamy też inne kobiety, które na pewno chętnie pomogą, jeśli tylko o to poprosimy. Na przykład właśnie w kontekście opieki nad dziećmi. Często to, brak pomocy, demotywuje kobiety do rozpoczęcia aktywności zawodowej, gdy mają małe dziecko. Nierzadko słyszamy takie głosy podczas spotkań naszych Klubów Przedsiębiorczych Mam. Kobiety chcą wrócić do pracy, ale się boją, nie mają wsparcia ze strony bliskich. Ty akurat miałaś, masz męża, który jest wsparciem. Powiedz jeszcze dokładnie jak długo pracowałaś przed urodzeniem córki?
Klaudyna: Długo:) Zaczęłam pracować w wieku 14 lat, bo choć nie musiałam, to bardzo chciałam mieć własne pieniądze. I tak już mi zostało, pracowałam też w czasie studiów, a muszę dodać , że jeszcze w czasie studiów robiłam dodatkowo weekendowe studium reklamy i pracowałam w kinie, czasem do 1 w nocy:). Bardzo to lubiłam, nie musiałam pracować. Nawet moi rodzice się oburzali, że co ludzie powiedzą, że nie stać nas na twoje utrzymanie. Ale ja bardzo chciałam coś robić, aby mieć jednak te własne pieniądze do dyspozycji. Zaraz po studiach i więcej pisałam i pracowałam jako social media manager, korektorka, redaktorka, transkrybentka:). I to też jest problem. Bo jak założyłam swoją stronę internetową, to znalazło się tam mnóstwo zakładek czym ja się zajmuję i bardzo trudno się ukierunkować ze swoimi treściami wtedy. No w końcu zaczęłam się nad zastanawiać i stwierdziłam, że korektorem to ja jestem takim sobie i nie bardzo to lubię. Też wiem, że nie nadaję się na szefową, bo kiedyś chciałam rozwinąć swój zespół transkrybentów, ale nie potrafiłam innym zlecać zadania, bo i tak potem sama raz jeszcze sprawdzałam ich pracę, więc to robota głupiego :). Trzeba wiedzieć, co nam dobrze wychodzi. Nie trzeba mieć wielkiego biznesu z dużym zespołem. Można świetnie prowadzić biznes jednoosobowy. Nie dajmy się zwariować. Internet mocno zakłamuje rzeczywistość. Nie dajmy się oszukać w internecie. Bo jest wiele ogłoszeń typu “Jak zacząć zarabiać 2000 zł dziennie”, i tam jest mnóstwo odpowiedzi od kobiet, które chcą się tego nauczyć i potem naganiają inne, bo na tym ta praca głównie polega. Ale się nie dziwię, że często tak jest, że kobiety temu ulegają. One chcą mieć swoje pieniądze, chcą zarabiać, chcą wrócić na rybek pracy, chcą się rozwijać. Ale często wpadają w pułapkę inwestycji, itp. Trzeba uważać, ale też wiedzieć, że da się to zrobić małymi krokami. Nie trzeba zakładać od razu działalności, można mieć nierejestrowaną działalność.
Dorota: Dziękuję, że o tym wspomniałaś. Bo wiele kobiet jest nieświadomych tego, że istnieje coś takiego jak nierejestrowana działalność gospodarcza, a daje ona przecież wiele możliwości.
Klaudyna: Tak, jest to duża szansa. Można niejako spróbować prowadzić własną firmę, nie obawiając się ZUS-u, nie obawiając się tego, że większość zysków trzeba będzie oddać ZUS-owi. Ja swoją firmę założyłam, gdy pracowałam dla wydawnictwa, miałam już wiele współprac, prowadziłam też bloga. I to był dobry moment. Firmy się ucieszyły, bo i traktują cię poważniej, jest łatwiej też dla nich wystawić fv niż podpisać umowę. Ale też wiele kobiet zaczynając działania “na swoim” boi się powiedzieć o tym swoim bliskim, boi się lub wstydzi napisać w swoich social mediach, że np. robi jakieś rękodzieło. Obawia się tego braku wsparcia, braku akceptacji. Ale ja już się nauczyłam, że nie ma sens opierać się na opiniach innych, bo nigdzie nie zajdziemy. Trzeba zaufać sobie. Bój się i działaj.
Dorota: Mówisz o tym co robisz, absolutnie pięknie. Widać tu wielką pasję. I to, że twoje pasje to twoje życie, że twoja praca, to twoje pasje. Czy w ogóle wiesz co to work life balance:)? Czy potrafisz oddzielać pasję od pracy? Czy to się da zrobić w twoim przypadku? Czy jak kończysz pracę, to stawiasz kropkę i oddzielasz to od reszty dnia? Czy to się jednak mocno przeplata?
Klaudyna: Staram się to oddzielać dzięki temu, że miejsce pracy jest miejscem pracy. Nie jest miejscem przyjemności. Ważny jest też rytuał pracy. To odcięcie od pracy. Miałam kiedyś takie sytuacje, gdy moja córka była mała i mój mąż po pracy zabierał ją do swoich rodziców i ja miałam ciurkiem jakieś 12 godzin na pracę. I ja to uwielbiałam:) Wiem, to okropne, ale kochałam te dni:) Na szczęście to się zmieniło. Lubię też spać:) No ale uwielbiam swoją pracę. I wstaję bardzo rano i tak lubię pracować gdy reszta rodziny jeszcze śpi. Mam wtedy ciszę, spokój.
Dorota: O nie, to straszne :)! Tak raniutko się budzić i pracować 🙂
Klaudyna: To jest właśnie super ! Ja nieraz tak chcę jeszcze dospać te dwie godziny, ale potem się budzę z bólem głowy, w złym nastroju. Więc po prostu już mam taki rytm 🙂 Już z tym nie walczę. No ale teraz staram się pracować mniej, staram się mieć wolne piątki, nie chcę pracować gdy córka wraca do domu ze szkoły. Bardzo nie lubię, gdy ona jest w domu, a ja pracuję, a nie zajmuję się nią. Choć niekiedy wracam do tego mojego biura jeszcze wieczorem. Ale nie zawsze. Gdy piszę książkę, to zdarza mi się wracać, ale gdy córka już śpi. Niekiedy też nagrywam podcast z moją grupą gamingową, ale wtedy gdy córka jest na treningach. Swoją drogą, jej treningi to jest super ważna rzecz, ważna część życia naszej rodziny. Ona trenuje piłkę nożną, treningi są trzy razy w tygodniu plus sparingi, mecze. Więc mnóstwo czasu to nam zajmuje 🙂
Dorota: Właśnie! Tu bym chciała zatrzymać się. Bo te pasje i hobby twojego dziecka, to też i twoje pasje. Opowiedz nam trochę o tym.
Klaudyna: Ja pracuję pisaniem, ale potrzebuję też pisać dla przyjemności. Piszę też recenzję gier, o filmach, serialach. Ale też jest taki portal Grajmerki.pl, od kobiet dla kobiet. Chcemy pokazać, że nie tylko faceci lubią grać w gry komputerowe, że kobiety też mogą się tym interesować . Przełamujemy te stereotypy. Sport to samo 🙂 Szczególnie piłka nożna. Więc po godzinach często recenzuję gry dla Grajmerek, też gram w gry. Zresztą dzielę tę pasję z córką i gramy razem w gry video. Obserwuję że córka rozwija się dzięki tym grom. Często te gry są mitologizowane, że to samo zło. Ale my gramy w gry rozwijające różne zdolności i to dużo daje mojej córce. A piłką nożną interesuje się cała nasza rodzina. Razem chodzimy na mecze, razem oglądamy mecze w tv, rozmawiamy o tym. A córka od nas to przejęła. Zresztą tak, jak czytanie książek. Ona uwielbia wieczory, kiedy razem siedzimy i czytamy, każdy swoją książkę. No i te mecze córki plus treningi – dużo tygodnia odchodzi na to. Kiedyś nie pracowałam w poniedziałki. Właśnie dlatego, że ten weekend był tak zajęty, że nie miałam takiego wolnego dnia na swoje rzeczy. Musiałam odpocząć. Teraz mam wolne piątki. Ale też teraz pracuję w wirtualnym coworkingu, wśród ludzi. To cudowny koncept! Są ze mną inne osoby online, razem pracujemy, widzę ich online, razem się motywujemy. A mi głupio jest przed nimi nie pracować:), jestem więc bardzo efektywna. Rozliczamy się potem z własnych działań. To wirtualny coworking Natalii Dołżyckiej. To była super decyzja, że dołączyłam. Ja bardzo lubię pracować z domu, ale kontaktów z ludźmi bardzo mi brakuje. Mam też taki rytuał, że odprowadzam moją córkę do szkoły codziennie, a ma kilometr do przejścia. Przewietrzę się i siadam wtedy do pracy. A na marginesie, to moja praca zdalna, to, że moja córka widzi jak pracuję, pomogło jej w pandemii odbywać lekcje online. Ona doskonale wiedziała o co w tym chodzi, weszła w ten system w zasadzie bezboleśnie. Kolejny plus mojej pracy zdalnej, to mogłam dzięki niej wytłumaczyć córce koncepcję zarabiania pieniędzy. Żeby nie myślała, że pieniądze biorą się z bankomatu. Że abym mogła kupić jej Lego, to muszę ileś tam czasu “przesiedzieć” przed komputerem. Bo ona to realnie widzi. Ale też jest druga strona, bo pamiętam, jak moja córka miała może z dwa lata i wzięła sobie krzesło, aby podglądać przez dziurkę od klucza mnie jak pracuję. To było takie wzruszające, ale też takie, że ona tęskni, jak ja siedzę w tym pokoju zamknięta i pracuję.
Dorota: No właśnie. Często słyszę głosy od kobiet, które pracują w domu z małym dzieckiem, że mają wyrzuty sumienia pracując przy dziecku. Bo ani nie są na 100% z nim, ani na 100% nie są w pracy. Bywa, że kobiety dlatego nie podejmują pracy w ogóle. Bo tylko praca zdalna wchodzi w grę, a one tej zdalnej się obawiają. Czy ty, gdy pracowałaś z małą córką obok, miałaś takie dylematy? Jakieś wyrzuty sumienia?
Klaudyna: Tak, ja nadal mam takie dylematy. Nie lubię nadal jak córka widzi, jak ja pracuję, Ale należy się przyjrzeć swojemu systemowi pracy, swoimi zadaniom. Bo na pewno są takie które wymagają większego skupienia i takie które wymagają tego mniejszego. No i przy dziecku próbować wykonywać te zadania, które są mniej angażujące. Można dogadać się z partnerem w kwestii pomocy, albo z kimś innym do pomocy. I wtedy robić zadania bardziej angażujące. Ważne, aby nie bać się prosić o pomoc. To bardzo trudne, ja to przerabiałam na terapii. Długo się tego uczyłam. Ale miałam kiedyś taką sytuację, że zerwałam sobie więzadło i nie mogłam chodzić, a musiałm odwozić córkę do przedszkola. I wtedy stanęłam przed wyborem: albo córka nie będzie chodziła do przedszkola, albo poproszę kogoś o pomoc. No i faktycznie wtedy odważyłam się poprosić jedną z mam koleżanek córki z przedszkola. I ona zgarniała moją córkę, bo akurat przejeżdżała obok codziennie. To było jedyne rozwiązanie i w sumie nie miałam innego wyjścia. I ta cudowna kobieta bardzo mi pomogła 🙂 Ja mam, miałam, wdrukowany w genach ten schemat nieproszenia o pomoc. Bo moja mama nigdy nikogo o pomoc nie prosiła, nigdy nie chorowała. Kobiety wtedy nie miały prawa chorować. Po prostu. Miały za dużo na głowie. No ale wtedy, w tej sytuacji zerwanego więzadła, byłam zdesperowana, musiałam poprosić o pomoc. Kobiety/mamy często nie mają często blisko babć do pomocy. Zresztą nikt nie ma obowiązku zajmować się naszymi dziećmi, babcia nie ma obowiązku pomagać przy swoich wnukach. Choć kiedyś tak właśnie było. Warto szukać pomocy w internecie, na grupach lokalnych mam.
Dorota: Tak, teraz jest więcej możliwości szukanie pomocy. Jest internet, można tam napisać, na grupie mam. Kiedyś też było jednak inaczej, bo często żyłyśmy w wielopokoleniowych domach, cała wioska wychowywała dzieci. Sama to pamiętam. Teraz nierzadko dzieci wyjeżdżają z domów rodzinnych, zakładają rodziny w innych miejscowościach. Nie ma tych domów z babciami, ciociami. Ale przecież możemy poprosić o pomoc sąsiadki, koleżanki. Problemem jest tu samo proszenie o pomoc. Boimy się tego, myślimy, że ktoś pomyśli, że nie dajemy sobie rady.
Klaudyna: Tak, ja też miałam z tym problem. Jestem mistrzynią w kreowaniu problemów, czarnych scenariuszy. Ale grunt to szukać rozwiązań tychże. Bo każdy ma też prawo odmówić pomocy, ale czy coś się wtedy stanie? No nic. Ale warto próbować. Warto też należeć do społeczności lokalnej, też na Facebooku. Bo można dostać pomoc, ale też można zawodowo jakoś skorzystać z tego. Ja widzę, jak na tych grupach na fb mamy się grupują, ustalają godziny opieki nad dziećmi, aby sobie wzajemnie pomagać, żeby inne mamy mogły wtedy pracować. Często mamy pracują wtedy, gdy dzieci śpią, te dwie godziny w ciągu dnia. To też jest ok. Bo małymi krokami wchodzą w tą aktywność zawodową po urodzeniu dziecka. Lepsze te dwie godziny niż nic. Bo często te dwie godziny są wykorzystane na maksa, bo wiesz, że tylko tyle masz. I się sprężasz i działasz. Można też wtedy zrobić kurs online i dzięki temu wrócić na rynek pracy potem. Ja wiem, że mi łatwo mówić, bo mam jedno dziecko. Ale zna dziewczyny, które mają 5 dzieci i działają, kombinują, Da się, jest ciężko, ale się da. Ale nieraz nawet z 5 jest łatwiej, bo one się same sobie zajmują 🙂 Nie porównujmy się oczywiście, ale inspirujmy.
Dorota: Słuchaj, a co Twoim zdaniem pomogłoby kobietom w łączeniu pracy z macierzyństwem biorąc pod uwagę rozwiązania ze strony państwa? Co tobie kiedyś by ułatwiło pracę, gdy pracowałaś z małym dzieckiem u boku?
Klaudyna: Myślę, że wszystkie byśmy się ucieszyły, gdyby nasze dziecko miało zagwarantowane miejsce w publicznym żłobku lub przedszkolu.To by było wystarczające. Jak ja zapisywałam swoje dziecko do przedszkola, to był taki stres. Te punkty, te zasady. Absurd! Te miejsca w placówkach byłoby wystarczające, aby wrócić na rynek pracy. Oczywiście możemy wprowadzić te programy aktywizujące, żeby pokazywać jak wejść na rynek pracy, jak zakładać firmę, jak ogarniać te wszystkie koszty. Ale też cały czas edukować pracodawców i zachęcać ojców, aby brali urlopy tacierzyńskie. Żeby zajście w ciąże nie kojarzyło się wyłącznie z tym, że to kobieta przejmuje wszystko, że to kobieta bierze długi urlop. Żeby zachęcać, aby to rodzicielstwo dobrze się kojarzyło. Bo przyrost naturalny jest obecnie fatalny.
Dorota: Myślę, że to co teraz powiedziałaś, możemy potraktować jako życzenia dla każdej obecnej i przyszłej mamy z okazji jej Święta. Żeby były dostępne placówki publiczne dla dzieci, żeby była odpowiednia opieka dla nas jako mam, żebyśmy miały wybór dotyczący wyboru naszej ścieżki zawodowej, a nie były niejako przymuszane przez system.
Klaudyna: Tak, mogę jeszcze dodać że życzę nam, abyśmy zawsze miały czas dla siebie, na swoje pasje. Wiem, że łatwo się mówi, ale ciężko zachować zdrowie psychiczne, jeśli zawsze stawiasz siebie na końcu.
Dorota: Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę:)
Klaudyna: Dziękuję:)