Są takie miejsca, takie miasta w których ludziom żyje się po prostu lepiej. Warszawa, ale też inne polskie miasta, mimo pisanych i przyjmowanych strategii zrównoważonego rozwoju, zielonego miasta i innych inicjatyw, nadal nie jest nawet blisko plasowania się do miana miasta nowoczesnego. Nowoczesnego nie w znaczeniu rozwoju gospodarczego, ale właśnie rozwoju zrównoważonego.
W światowym indeksie przyjazności państwa pod kątem macierzyństwa Polska zajmuje 28 miejsce. Mimo prowadzonej od kilku lat polityki prorodzinnej, mimo że jesteśmy w Unii Europejskiej od ponad 10 lat. Okazuje się jednak, że żłobki i przedszkola – tak, urlopy macierzyńskie – tak, ale to wszystko jakoś za mało. Okazuje się, że nie tylko one decydują o tym, czy ludzie chcą mieć dzieci czy nie. Liczy się też ogólny klimat społeczny, to czy ludzie są rodzicom przyjaźni, no i to czy w miastach rodzicom żyje się dobrze.
Żeby nie było tak, że całkowicie krytykuję Warszawę. Mieszkam tu już od dłuższego czasu i widzę jak się zmienia. I żyje mi się dobrze, tak jak innym. W niedawno przeprowadzonym przez miasto badaniu 94% mieszkańców wskazało, że są zadowoleni z życia w Warszawie. (chociaż wg Diagnozy Społecznej za 2015 r. mieszkańcy stolicy odnotowują w ostatnich latach pogorszenie jakości życia). Chodzi mi o to, że jeśli chcemy, aby w Polsce rodziło się więcej dzieci to musimy robić więcej. Bo kiedy pogrzebie się głębiej to okazuje się, że tylko 34% ankietowanych dobrze ocenia opiekę żłobkową. Pytania o dostępność opieki badacze nie ośmielili się zadać.
Miasto Birmingham wydało przewodnik o tym jak projektować miejsca publiczne tak, aby były dostępne dla rodziców z dziećmi. Wytyczne dotyczą wszystkich powstających budynków użyteczności publicznej, taki jak biblioteki, domy handlowe, szpitale, restauracje, miejsc transportu zbiorowego. Wytyczne dotyczą m.in. tego jak mają wyglądać toalety, miejsca do przewijania i karmienia dzieci – tak, żeby były łatwe w użytkowani, jak szerokie mają być drzwi, aby spokojnie przejechał przez nie wózek wózek (również podwójny dla bliźniaków!), jak szerokie mają być korytarze, żeby dwa wózki swobodnie się wyminęły, ile miejsca potrzeba w parkingu podziemnym, aby swobodnie wyjąć dziecko i wózek z samochodu, a nawet na jakiej wysokości mają być barierki przy schodach, żeby dzieci mogły się ich bezpiecznie trzymać! Jest to doskonały przykład na to, że władze miejskie mogą wyznaczać standardy, również dla podmiotów komercyjnych i tym samym wspierać centralną politykę prorodzinną. Bo nie tylko dzięki zasiłkom Polki w Wielkiej Brytanii rodzą średnio 2,13 dziecka, a w Polsce tylko 1,3, ale też dzięki klimatowi i nastawieniu ludzi do rodzin.
Warszawa chyba się stara. Chyba, bo w tonie medialnych relacji ciężko odsiać krytykę zabarwioną politycznie od tej merytorycznej. Ale remontowane są chodniki, obniżane są krawężniki, kupowane są wagony niskopodłogowe. Jednak to wszystko są działania, jakby z początku tego stulecia. Nie słyszałam o konsultacjach z rodzicami kryteriów wyboru nowych wagonów metra, czy przejść podziemnych i naziemnych tak, żeby przeprawa z dzieckiem na drugą stronę ulicy nie zajmowała 20 minut. Być może w tym roku doczekamy się w końcu naziemnego przejścia dla pieszych przy dworcu centralnym. Bo teraz, żeby dostać się na dworzec z wózkiem….trzeba podjechać autobusem. Inaczej nie da rady. Nie ma ani jednego podjazdu dla wózków, żeby przedostać się przez podziemia. Eh….