Skryte za szeregiem kamienic Starego Miasta, osłonięte od tłumów turystów i weekendowych spacerowiczów. Dające chwilę wytchnienia, wyciągające pomocną dłoń poszukującym, otwierające przestrzeń do rozmów, a przede wszystkim łączące rodziców i dzieci we wspólnej zabawie i nauce. Jest takie miejsce w Warszawie. Niby trochę magiczne, a jednocześnie nieoderwane od rzeczywistości. Nazywa się Sto Pociech.
Do fundacji Sto Pociech trafiłam przypadkiem, szukając jakichś warsztatów dla swojego, wtedy 3 miesięcznego dziecka. Ok, żeby być totalnie szczerą to chyba muszę przyznać, że wtedy szukałam miejsca dla siebie. Miejsca, w którym mogłabym „coś” porobić z małym, a przede wszystkim wyjść z domu. Jakoś nigdy nie widziałam siebie siedzącej godzinami na placu zabaw – bo niby co mogłabym tam robić? Brakowało mi pomysłów na spędzanie czasu z tą nową istotą, która pojawiła się w moim życiu, a z resztą – do momentu, kiedy mały będzie mógł z placu korzystać miały minąć jeszcze długie miesiące. Do tego zbliżała się jesień, więc wizja spacerów w strugach deszczu, a później chlapie błotnośniegowej jaka w Warszawie dominuje zimą, jakoś mnie nie kusiła. I któregoś dnia się tam znalazłam, zapisując się całkiem w ciemno na warsztaty zwane „Turlakami”, które co tydzień miały aktywnie zapełnić mi 2 godziny życia z niemowlakiem. Ostatecznie zostałam aż do teraz.
Jak ujawniła mi w rozmowie Magda Bylka-Górska, jedna z tworzących Sto Pociech, podobno zaczęło się od pomysłu kilku mam, które szukały tego co ja. Było to 10 lat temu. Dzięki wsparciu Ojców Dominikanów, którzy udostępnili swój budynek, udało się stworzyć całkiem prężnie działającą fundację. Ale nie myślcie, że jest to miejsce tylko dla katolików. Dominikanie czasami pojawiają się w Fundacji, ale żaden z proponowanych przez nią warsztatów nie jest nastawiony na promowanie religijnych wartości czy nawrócenie kogokolwiek. Jedyną wartość jaką można odczuć w filozofii tego miejsca, co też podkreślała moja rozmówczyni, jest wartość wspólnego czasu. Rodziców i ich dzieci.
To co najbardziej lubię w tym miejscu to z jednej strony swoboda spędzania czasu, z drugiej nielukrowanie rzeczywistości. Na spotkaniach organizowanych dla rodziców z dziećmi można porozmawiać o trudach rodzicielstwa, dylematach związanych z karmieniem piersią, trudach w wychowywaniu. W kafejce organizowany jest cotygodniowy dyżur psychologa, który działa na zasadzie psychologicznej szybkiej pomocy. Można po prostu usiąść do stolika i porozmawiać o problemach, które akurat mamy. Z dzieckiem, partnerem, samym sobą. Bez umawiania się i bezpłatnie.
Na organizowanych warsztatach skierowanych do dzieci w różnych grupach wiekowych rodzice mogą nauczyć się jak spędzać z nimi wartościowo czas, w co się bawić, podpatrzeć zrobione domowymi sposobami zabawki czy nauczyć się śpiewać dzieciom. Nie znajdziemy tutaj kolorowych, plastikowych zabawek, ani zajęć organizowanych przy dźwiękach dziecięcej muzyki. Podobno niektóre znajomości zawarte na warsztatach trwają później przez lata.
Fundacja organizuje też warsztaty tylko dla rodziców. Np. takie skierowane do ojców o tym jak sobie radzić z byciem rodzicem i jak łączyć obowiązki zawodowe i domowe, takie dla rodziców, którzy gdzieś w nadmiarze domowych obowiązków zgubili siebie jako parę i siebie z osobna.
Do Stu Pociech można też po prostu przyjść na kawę czy obiad. Albo skorzystać z przestrzeni do figlowania albo ogrodu, w którym można odetchnąć nawet w upalne dni. I nikt cię stamtąd nie wygoni. Nawet jeśli tej kawy nie zamówisz.
A co ważne, Pociechy działają też w wakacje 🙂 Także, do zobaczenia!
Najlepsze miejsce 🙂 szkoda, że nie mają filii w innych dzielnicach. Ale czy to byłyby te same Pociechy?
Zakładając, że miejsce to jednak głównie ludzie i ich pomysły (czego też dowodzą Pociechy), a nie miejsce w sensie lokal, to być może tak 🙂